Już trochę ponad rok temu czytałam Bez słów. Książka nie trafiła na listę moich ulubionych, ale podobała mi się. Obiecałam sobie więc, że sięgnę jeszcze po którąś z powieści Mii Sheridan. Kiedy na początku sierpnie, nakładem Wydawnictwa Otwartego ukazało się Bez uczuć, stwierdziłam, że to najwyższa pora na poznanie kolejnej pozycji jej autorstwa. Z ogromnym entuzjazmem zabrałam się za czytanie. To jednak nie było to, czego się spodziewałam. I nie zaskoczyło mnie to w pozytywnym sensie.
Pokaż mi osobę, której nie obchodzi, co inni o niej myślą, a ja Ci powiem, że jest bardzo samotna. Sęk w tym, by wiedzieć, czyja opinia się liczy.
Lydia – córka właściciela sporej firmy, dziewczyna, która ma wszystko, czego chce i Brogan, syn pracującego dla jej rodziny ogrodnika, Brogan, przyjaźnią się mimo różnic klasowych. Oboje pragną czegoś więcej, jednak uprzedzenia nie pozwalają im na wykonanie pierwszego kroku. Kiedy spotykają się po latach wymuszonej rozłąki, ich role się odwracają, a dawne uczucia zastępuje niechęć, nienawiść i pragnienie zemsty. Czy odnajdą nić porozumienia i odbudują relacje sprzed lat?
Widziałam wiele pozytywnych recenzji tej powieści. Recenzji, które jeszcze bardziej podwyższały poprzeczkę moich oczekiwać. Może to właśnie to sprawiło, że książka nie spodobała mi się równie bardzo. Może jednak nie i to, co czytałam przypominało bardziej książkową wersję brazylijskich telenoweli niż dobrze skonstruowaną powieść New Adult. Wiele tu mało wiarygodnych zachować i pełnych patetyzmu dialogów. Wiele tu dramatycznych scen, od których nieraz przewróciłam oczami.
A szkoda, bo historia ta potencjał zdecydowanie miała. Autorka jednak nie potrafiła go wykorzystać. Zabrakło przede wszystkim postaci z krwi i kości, opartych nie tylko o (w większości) dziecinne decyzje podejmowane na huśtawce kocham-nie kocham. Do bohaterów ciężko się przywiązać. Ciężko nawiązać z nimi jakąkolwiek relację. Tego ostatniego nie udało się Mii Sheridan stworzyć nawet pomiędzy Lydią i Broganem. Zaczęło się co prawda dobrze – od przyjaźni ponad podziałami. Później jednak było sztucznie, nijako, mdło. Kompletnie nie potrafiłam zrozumieć łączącej ich więzi.
A szkoda, bo historia ta potencjał zdecydowanie miała. Autorka jednak nie potrafiła go wykorzystać. Zabrakło przede wszystkim postaci z krwi i kości, opartych nie tylko o (w większości) dziecinne decyzje podejmowane na huśtawce kocham-nie kocham. Do bohaterów ciężko się przywiązać. Ciężko nawiązać z nimi jakąkolwiek relację. Tego ostatniego nie udało się Mii Sheridan stworzyć nawet pomiędzy Lydią i Broganem. Zaczęło się co prawda dobrze – od przyjaźni ponad podziałami. Później jednak było sztucznie, nijako, mdło. Kompletnie nie potrafiłam zrozumieć łączącej ich więzi.
Gdzie jeszcze tkwił potencjał? Pomijając styl pisania autorki – lekki, sprawiający, że przez jej powieści niemal się przepływa, mocnym punktem było wplatanie elementów irlandzkiej kultury. Gaelickie wyrażenia i irlandzka społeczność pojawiają się w Bez uczuć, ale niestety, mimo że miałam ogromną nadzieję na rozwinięcie tych wątków, nie było tego zbyt dużo.
Mia Sheridan po raz kolejny proponuje przyjemną powieść, którą szybko się czyta. Jej styl pozostaje lekki i niemal uzależniający. Tym razem jednak snuta przez autorkę opowieść nie osiąga wysokiego poziomu. To książka o cienkiej granicy pomiędzy miłością a nienawiścią, w której uczucia, a nie historia bohaterów gra główną rolę. Jeśli więc poszukujecie dobrego romansu z pełnowymiarowymi postaciami – zamiast po Bez uczuć sięgnijcie po Bez słów.
Tytuł: Bez uczuć
Tytuł oryginału: Ramsay
Autor: Mia Sheridan
Stron: 389
Wydawnictwo: Otwarte
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu!
"Bez słów" intryguje mnie nadal, chociaż "Bez winy" bardzo mnie zawiodła. Niemniej wiem, że autorka może mnie jeszcze zachwycić, bo chociażby jej "Stinger" bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuń"Bez słów" oraz "Bez uczuć" bardzo mnie interesowały głównie ze względu na to, że co chwila widzę te książki na zdjęciach. Jednak chyba je sobie daruję. Widać, że jest sporo innych, ciekawszych książek. Świetnie napisana recenzja! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhttps://invisiblewoords.blogspot.com/
Do tej pory czytałam większość pozytywnych opini o najnowszej książce Mii Sheridan i mimo że nie czytałam wcześniej żadnej książki tej autorki, to miałam ochotę sięgnąć po "Bez uczuć". Jednak po zapoznaniu się z Twoją opinią chyba jeszcze to przemyślę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jeszcze nie czytałam książek tej autorki, ale mam zamiar i może je sobie sprezentuję na urodziny. :D
OdpowiedzUsuńBuziaki,
StormWind z bloga https://cudowneksiazki.blogspot.com/
Nie czytałam nic od tej autorki, ale tak się składa, że jeśli chodzi o tą książkę - częściej spotykałam się właśnie z negatywnymi opiniami. Posłucham się Ciebie i zacznę od "Bez słów", aby się nie zrazić!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://pattzy-reads.blogspot.com/
Zgadzam się! Ta książka była przerysowana i zbyt pompatyczna, a zasadzie nic specjalnego się w niej nie działo.:/
OdpowiedzUsuńNie zapoznałam się z twórczością tej autorki choć sporo o niej czytałam. Zobaczymy...szykują się teraz długie jesienne wieczory z kotem na kolanach. Lektura pisana lekkim językiem byłaby więc bardzo pożądana :)
OdpowiedzUsuńZobaczymy.